Kiedy nie pisałam, byłam na wakacjach nad morzem. I oczywiście... wiecie
jak to jest? Zaniedbałam swoje postanowienia. Fakt faktem, że dużo
chodziłam i starałam się nie przekraczać ilości kalorii, którą mój
organizm jest w stanie spalić, ale to i tak dalekie od tego, co sobie
obiecałam. Czas odpokutować za grzeszki - dietę 1450 kcal dziennie
zaczynam od dziś.
Od dziś do końca roku zostało równo dwadzieścia tygodni. Chciałabym w
tym czasie schudnąć 10 kilogramów, co oznacza, że spadek wagi musiałby
oscylować w granicach 0,5 kg na tydzień. Jest to możliwe, aczkolwiek
bardzo trudne, więc nie chcę niczego sobie teraz obiecywać. Do
osiemnastki (35 tygodni) powinno mi się udać bez problemu... oczywiście
jeśli wytrwam w postanowieniu.
Postanowiłam zrobić zdjęcia, by móc lepiej dostrzegać efekty. Mierzyć
się będę raz na dwa tygodnie, a ważyć codziennie. Zaraz, ale... Przecież
pisałam, że nie mam wagi, że dopiero chcę kupić... Tak! Jedno z
postanowień zostanie zrealizowane jeszcze w tym tygodniu. Kupuję wagę!
Moim nowym postanowieniem na miejsce tego jest zacząć biegać. Powoli, według tego
planu. Spróbuję zacząć od tygodnia trzeciego i powoli rozkręcać się,
ale jeżeli nie będę w stanie, zacznę od pierwszego - choruję bowiem na
astmę i moja kondycja pozostawia wiele do życzenia. To oznacza, że za 3
miesiące powinnam być o wiele bardziej sprawna! Dziś jestem po podróży,
więc bieg sobie odpuszczę, ale zaczynam od jutra. Muszę też kupić buty
treningowe - mam nadzieję zrobić to już na początku sierpnia.
Postaram się codziennie napisać parę słów tak, jak dziś. Choć
organizacja czasu nie jest moją mocną stroną, tak samo jak wytrwałość i
silna wola... Cóż. Jak mówi mój chłopak: "Wszystko da się wypracować.
Trudny jest tylko pierwszy krok. Ja Ci pomogę, bo zrobię wszystko, żebyś
była szczęśliwa, choć ja sam w 100% akceptuję Cię taką, jaką jesteś.
Zobaczysz, za niedługo sama będziesz ciągnęła mnie na rower albo siłkę!"
;)